Drogi Kolego, nie ukrywam, że aby udzielić wyczerpującej odpowiedzi i przytoczyć wszystkie argumenty i opisać okoliczności, które zadecydowały o podjęciu się zadania stworzenia wody krainy pstrąga i lipienia potrzeba z godzinę rozmowy... Wybacz mi, że ten post będzie strumieniem myśli, które mnie naszły po przeczytaniu Twojego postu.
Na początek spytam: czy uważasz, że np. renaturyzacja Renu (koszt 1 mb mierząc po linii brzegowej to dla Niemieckiego podatnika 14 tys euro!) to też walka z naturą? A tyle Niemcy inwestują, by ożywić tą rzekę. I pewnie kiedyś w znacznym stopniu im się to uda, jak udało się to zrobić na sporych odcinkach. Polska do dnia dzisiejszego nie implementowała Ramowej Dyrektywy Wodnej. Robimy nadal z wodami co nam się żywnie podoba (popatrz, co robi się z Odrą w okolicach Wrocławia). Przez kilkadziesiąt lat zniszczyliśmy 90 % naszych rzek. Skoro chcemy mówić o sobie, że jesteśmy narodem cywilizowanym, to chyba już najwyższy czas, żeby spróbować naprawić tyle ile jest możliwe z tego co zdewastowaliśmy. A taka możliwość w przypadku Bystrzycy jest. Przynajmniej odcinkowo jesteśmy w stanie przywrócić do niej ryby, które były tam tysiące lat, zanim doprowadziliśmy do jej niemal całkowitego wyrybienia budując zbiornik - osadnik ścieków. Tak - dokładnie tym stał się zalew mietkowski, ponieważ jakiś skretyniały meliorant zamiast zacząć od budowy oczyszczalni ścieków i kanalizacji w przyległych do rzeki miasteczkach i wsiach zaczął od budowy zaporówki! Zatem nie walczymy z naturą, ale o naturę. To po pierwsze.
Ostatnio odławialiśmy Pełcznicę, dopływ Strzegomki. Rzeka, choć mogłaby być fantastyczną pstrągową enklawą jest płynącym ściekiem. Żyją w niej w zasadzie same czebaczki amurskie. Czy zatem zamiast próbować taką rzekę renaturyzować ekonomiczniej będzie zarybiać ją tym, co ma się w niej najlepiej? Podobnie jest z Bystrzycą. Jej rybostan jest nieprawdopodobnie ubogi gatunkowo jak na taki spory ciek i jest charakterystyczny dla rzek zdewastowanych. bezsensem byłoby wpuszczać tam pstrągi, gdyby warunki w niej były takie jak w Pełcznicy. Ale nasze badania pokazują, że te pstrągi maję szanse tam żyć. I nie możemy tej szansy zmarnować! Nie byłbym wiarygodny, gdybym się zarzekał, że nie mamy w tym swojego wędkarskiego interesu. Mamy i nie ukrywamy tego. Chcemy mieć pod domem rybna rzekę, móc się cieszyć pięknymi rybami i spędzać czas w otoczeniu dzikiej natury. Chcemy, by tą rzeka i rybami mogli się cieszyć z nami wszyscy inni wędkarze, choć w części podzielający z nami niesłychaną sympatię i szacunek do ryb łososiowatych i innych ryb prądolubnych (są wśród nich także brzany, klenie, jazie, jelce) Czyż nie jest to najpiękniejsza z form realizacji celów statutowych PZW, których realizacje wszyscy zadeklarowaliśmy wstępując do Związku? Na koniec dodam, że wartość przyrodnicza rzeki to w prostej linii przełożenie różnorodności gatunkowej i tą chcemy Bystrzycy przywrócić.
Rozumiem, że pisząc "szumowiny masz Drogi Kolego na myśli kłusowników ( w tym również nieetycznych wędkarzy łamiących świadomie i z premedytacją przepisy). Dla nich nie ma wielkiej różnicy, czy pływają tam pstrągi czy klenie. Ma ona w zasadzie jedynie wymiar finansowy, (bo mniej dostaną za skłusowane ryby), lub "gastronomiczno - estetyczny" (bo zamiast zjeść rybę usmażoną w całości będą musieli ją - jako mało zjadliwą w tej formie - przerobić na kotlety z boczkiem i pietruchą). I tu w zasadzie mam jedną odpowiedź: żadna rzeka nie będzie rybna bez ochrony. Ktoś, kto uważa, że mniej atrakcyjny rybostan obroni się sam jest w wielkim błędzie. Dlatego klub podjął i nadal podejmuje wysiłki nad zaplanowaniem i realizacją planu ochronnego dla Bystrzycy. Szczegóły zajęły by mi jeszcze więcej czasu, więc muszą zostać omówione na planowanym przez klub spotkaniu (na które zaprosimy wszystkich zainteresowanych wkrótce).
Co do sensowności i rentowności, o którą pytałeś Drogi Kolego, to mogę na jednym wydechu podać dziesięć przykładów marnowania składek członków PZW. Bezsensowne i kompletnie nieuzasadnione zarybienia są na porządku dziennym. Wpuszcza się ryby w miejsca, w których w ogóle nie powinno ich być (na stronie głównej PZW któreś z kół z okolic Wieruszowa bodajże podaje informacje o "zakończonym sukcesem zarybieniu górnej Widawy boleniem!), Odrę od kilku lat zarybia się sumem i boleniem zupełnie nie kontrolując stanu populacji tych ryb (zaburzono równowagę do tego stopnia, że wiele cenniejszych gatunków jest w regresie, np. sandacz), bo produkcja tego materiału zarybieniowego jest łatwa, wydajna i przez to opłacalna. Zarybienia realizowane z użyciem wylęgu to kolejny cyrk. Wpuszcza się setki tysięcy maleńkich rybek w jedno miejsce (prosto ze zbiornika transportowego), w którym przez kilka następnych tygodni drapieżniki mają niezła wyżerkę. A taka samą ilość narybku w zarybianej rzece można by uzyskać wpuszczając 10 - 15 dorodnych samic i samców, które złożyłyby ikrę w miejscach zapewniających wylęgowi bezpieczeństwo. Przecież w przyrodzie rządzą instynkty, a te rodzicom podpowiadają najlepiej co dla ich dzieci jest najkorzystniejsze, czyż nie? Przykłady takich bezsensownych, nieekonomicznych lub wręcz marnotrawczych działań mogę mnożyć i mnożyć. Natomiast nasze działania oparte są o rzetelne wyniki badań, wykonanych przez uznanych naukowców, a ich realizacja aktywizuje wędkarzy, których cechuje troska o ogólny dobrostan naszych wód, gotowych na wiele poświęceń. Realizacja samych badań i różnych innych działań, które podjęliśmy do dnia dzisiejszego kosztowała nas kupę szmalu, czasu, który mogliśmy spędzić z rodzinami czy na rybach, nerwów, stresów, odpieraniu ataków związkowych betoniarzy. Choćby dlatego warto (również w znaczeniu ekonomicznym) dać szansę Bystrzycy i wszystkim sympatykom małych rzek o pstrągowo - lipieniowym charakterze.
Czy nie milej byłoby na dobrze zagospodarowanej rzece z kleniami, jaziami, ale bez pstrągów i lipieni i przede wszystkim - bez kłusowników? Na to pytanie odpowiada w zasadzie każde słowo wypisane tu przeze mnie wcześniej. Dodam tylko, że ci, którzy chcą mieć w tej rzece pstrągi bez wahania poświęcą swój czas na uganianie się za kłusolami nad Bystrzycą, jeżeli tylko da to szansę tym rybom na powrót na jej łono. Nie pogodzimy się nigdy z kompromisami, bo walczymy o to co kochamy i nie ma sensu bić w tym miejscu piany.
Wbrew pozorom stworzenie na Bystrzycy krainy pstrąga i lipienia to nie jest wyłącznie pomysł prof. Witkowskiego - nota bene naszego klubowego Kolegi - ale nasz wspólny, a badania były tylko pretekstem do podjęcia szerokich działań. Z ogromnej sympatii dla nas Profesor postawił na szali swoją pozycję i autorytet i ogromnym dla niego wysiłkiem owe badania poprowadził (kto Profesora zna, ten wie w czym rzecz). Odwróciło się od nas wielu kolegów, Profesor też zapewne ich nie zyskał - wręcz przeciwnie - kilku stracił ( a jak! wieści szybko się roznoszą; znamy niewybredne komentarze i 'wrogą działalność agitacyjną" pewnych osób, którym - o zgrozo - z racji pełnionych w Związku funkcji powinno zależeć na dobrostanie wód, ale jakoś niespecjalnie zależy - taka ubecka natura) ale działanie na rzecz pstrągów w Bystrzycy pozwoliło wszystkim te niby przyjaźnie - niby znajomości przewartościować. Jak już wcześniej napisałem w jednym z postów: Idziemy razem, giniemy razem. A Ciebie Drogi Kolego z radością powitamy w klubie, jeżeli tylko dojrzeje w Tobie ziarenko "pozytywnego sprzeciwu" przeciwko "nicnieróbstwu" za związkowe pieniądze, o które - podobnie jak i my - się troszczysz. Chodzi tylko o to, żeby oszczędzać tam, gdzie nie ma żadnego naukowego i praktycznego uzasadnienia działań, ani szansy stworzenia czegoś wartościowego dla przyszłych pokoleń wędkarzy.
Mam nadzieję Kolego, że dotrwałeś do końca, bym mógł Ci podziekować za poświęcony na czytanie tego postu czas. Dzieki Tobie zmusiłem sie do napisania slów, które bardzo chciałem wszystkim Kolegom na forum przekazać.Dzięki! Do usłyszenia (poczytania)!
Krzysiek Wawer