Jak ktoś szuka używanego autka rodzinnego i chce pogodzić dojazdy do pracy, wyjazdy nad wodę, trasy np. na wakacje z dwójką dzieci i załadowanym bagażnikiem, to chyba najrozsądniejszym wyjściem będzie Octavia Kombi II 1,9 TDI 4x4. Trochę podobne wydaje się być takie np. Audi A4 quatro, ale "dziadkowóz" ze znaczkiem kury na masce będzie miał jednak więcej plusów. Choćby niższe koszty zakupu czy niższe koszty ekspoatacji. Co do strony wizualnej to się rozwodził nie będę. Jednym się podoba, innym mniej. Dla mnie samochód to kupa blachy, plastiku i gumy, którego podstawowym zadaniem jest się nie psuć i zapitalać. Spalanie w moim przypadku to max 6,3l/100 i to tylko w zimie przy mrozach, na krótkich odcinkach przy dojeżdżaniu do pracy i wypady na ryby w najbliższe okolice. W trakcie całego roku średnia wyjdzie mi nie więcej jak 5,6l. Znam inne Octavie, które bez 4x4 palą więcej. Bez wynalazków typu PDF. Duży bagażnik, przyzwoita jazda tak na miejscu jak i w trasie. Pod kątem wędkarskim bardzo duży plus jakim jest podniesione zawieszenie. Niby nie wiele, bo 3-4 cm, ale w połączeniu ze stosunkowo niewielkim rozstawem osi, do tego wcale nie mały kąt natarcia i zejścia to naprawdę robi różnicę. Oczywiście to nie jest samochód przeprawowy ani wyścigowy. Ale bez problemu radzi sobie z niewielkimi błotnistymi koleinami, które dla zdecydowanej większości osobówek są nie do przejechania. Nie stresuję się rozmokłymi łąkami, stromymi podjazdami czy zjazdami. Trochę głębszy śnieg, który unieruchamia osobówki już na parkingu też jest do przejechania. Dwóch znajomych ma zwykłe passaty Kombi i możliwości skodziny nawet nie ma co z nimi porównywać. Głównie z powodu kąta natarcia Passatów. Ryją przodem byle gdzie. Co do awaryjności. Kupiona przy 70.000, przejechałem 110.000km. W tym czasie normalne ekspoatacyjne bierzące rzeczy jak wymiana rozrządu, olejów, klocków, klimatyzacja itp. Awarie, o ile je tak można nazwać były dwie. Jedna to wybicie tulejek z lewej strony tylnego zawieszenia w jednym ze wsporników (takie płaskie w kształcie biszkopta). Przez co czasami przy dużej prędkości na autostradzie tył zaczynał wpadać w takie delikatne rytmiczne bujanie. Wymiana banalnie prosta we własnym zakresie. Koszt 2 szt na obie strony jak dobrze pamiętam ok.180zł. Druga "awaria" to przepalenie jakiegoś tam stycznika czy czegoś. Spakowałem się na ryby tak nieszczęśliwie, że dużym karpiowym pokrowcem, włożonym do środka kabiny wcisnąłem na stałe zapalniczkę, która w tej pozycji została. I zrobił się problem. Koszt naprawy niewielki, ale kłopot, bo trzeba było auto zawlec do zaprzyjaźnionego mechaniora. Od tego czasu zapalniczka jest w schowku Nie pieszczę jakoś specjalnie samochodów, ale i staram się ich nie katować. Jakoś się udaje, że się, odpukać, nie psują. Powoli coś zaczyna w zawieszeniu na przodzie się wybijać, ale póki co dramatu nie ma. Jak ktoś trafi niewyjeżdżoną to brać, nawet trochę przepłacając. Niedawno kupowałem auto dla żony i jedynym dla niej wymogiem był nie przysłowiowy kolor, ale to, żeby nowe autko było jak skoda, a ściślej, żeby nie bało się wyższych krawężników i żeby siedziało się troszkę wyżej niż w wysłużonej astrze jaką do tej pory katowała. To też o czymś tam świadczy
P.S. Białe rdzewieją. Szef w ostatnim czasie ujeżdża już którąś z kolei. Obie, które były białe "rosły" na tylnych klapach, a jedna również na podszybiu.