Fluorokarbon, tipy, stopnie tonięcia, moduły… Myślę, że nie warto nadmiernie skupiać się na kwestiach sprzętowych bo istotą skutecznego łowienia, nie tylko streamerem, jest wiedzieć nie czym a jak poprowadzić przynętę by skusić drapieżnika od brania. Najczęściej staramy się prowadzić bardzo aktywnie, inteligentnie grać przynętą, podciągać, popuszczać, poprawiać, no po prostu mistrzostwo świata, wędkarska wirtuozeria, ę, ą i hi tech.
A czasem bywa tak, że wystarczy po prostu nic nie robić...
Stoimy we dwójkę na dobrze znanej dunajeckiej miejscówce . Mocny, szeroki wlew pocięty rafami, rynna bliżej słowackiego brzegu a potem wielka płań aż do brodu oddalonego o ponad 100 metrów. Niejedna piękna ryba tu padła ale my „katujemy” bez efektów od świtu i nie działają żadne techniczne sztuczki. Diagnoza - ryba nie żre. Wreszcie przy którymś tam rzucie plącze mi się linka, więc wędka pod pachę i próbuję zgrabiałymi paluchami ją rozplątać. W tym czasie streamer, który pacnął gdzieś na środku bani płynie sobie bez kontroli tak jak go ciągnie linka napędzana nurtem. No i w połowie tego dryfu poczułem ni to szarpnięcie, ni to przytrzymanie po czym zestaw stanął w miejscu. Nie zareagowałem no bo to by przypuszczał, że coś zainteresuje się tak „osieroconą” muchą, raczej siadła na licznych tym miejscu podwodnych skałach. Po 10, może 15 sekundach udaje mi się rozplątać linkę, wybieram luz i … jest! Czuję jej charakterystyczne bujnięcia. Ze zdziwienia pewnie nawet nie zacinam ale i tak ryba pewnie siedzi. Takich przypadków zakończonych złowieniem lub przynajmniej braniem, czy to podczas łowienia muchówką czy spinningiem, gdy zaplątana żyłka, linka, awaria kołowrotka, dzwoniący telefon itp powodowały chwilowe wyłączenie czynnika ludzkiego znam wiele.
Czasem bywa też tak, że wystarczy po prostu zrobić coś kompletnie odmiennego...
Stoimy, również we dwójkę na mniej znanej popradzkiej miejscówce, grubo poniżej wlewu. To w zasadzie bardzo już spokojna, głęboka płań i właśnie tu spodziewamy się brań – przecież to już grudzień. Młócimy, jak Pan Bóg przykazał czyli głęboko i powoli ale bez kontaktu, całe popołudnie i wieczór. Wreszcie nadchodzi moment, że trzeba z bólem serca zejść z wody - regulaminowy czas dobiegł końca. Ja już zwinąłem zestaw, kumpel właśnie skończywszy swój ostatni spokojny dryf, zaczyna szybko zwijać linkę na kołowrotek i…. pewnie wiecie co się wydarzyło. Ukręcił może dwa, trzy metry i w momencie gdy streamer wyszedł do wierchu z „boleniową” prędkością nastąpiło głośne łup w ciemności połączone z potężnym szarpnięciem.
Te i kilka podobnych zdarzeń zawsze przypominają mi, że jedyną regułą wartą zapamiętania jest brak reguł.
I co ciekawe. Wielokrotnie próbowałem naśladować tamte sytuacje, jednak bez efektów. Coś muszę robić nie tak. Tylko co? Może ciągle za dużo myślę na tych rybach?
Użytkownik mart123 edytował ten post 07 grudzień 2016 - 13:30