Wody w okolicach Krakowa
#121 OFFLINE
Napisano 13 listopad 2011 - 11:03
Ale już np. częstotliwość z jaką mieszkańcy Krakowa i okolic korzystają ze spłuczek w toaletach nie zależy od średnich opadów. Powiedziałbym nawet, że jak o to chodzi, to im mniej opadów tym gorzej. Kończąc ten akurat wycinek wątku cieszy fakt, że coraz częściej zamiast olejowej mazi można na kamieniach zobaczyć zielone glony i inne roślinki.
#122 OFFLINE
Napisano 13 listopad 2011 - 11:27
@tadekb: i tak masz ciekawsze miejsca pod nosem, a i kolejną zaporę wam wybudują niedaleko. Będzie szał przez 2-3 lata.
#123 OFFLINE
Napisano 13 listopad 2011 - 18:00
wujek
krakus@, piękna ryba.
#124 OFFLINE
Napisano 13 listopad 2011 - 18:18
#125 OFFLINE
Napisano 14 listopad 2011 - 23:06
Pogoda iście piękna, wspomniana pełnia, słońce na maxa. Świetnie jednym słowem, czas iść na ryby.
Ale, nabijmy punkty u rodzinki, zabieram wszystkich, łącznie z psem, który do końca nie wierzy w to co się dzieje i jaki dziś ma dzień dziecka. Oczywiście, śniadanie, sikanie, szukanie butów, nakładanie make-upów (bardzo ważne nad Wisłą dobrze wyglądać) i już po 12 pakuję menażerię do gangsta landa i ruszamy. Pies jęczy całą drogę jakby na ścięcie jechał, pod koniec już każdy myśli tylko o tym kluczu do kół w bagażniku.
Dobra, udało się dojechać, jesteśmy pod stopniem Kościuszki, czas na ryby. Ruszamy dziarsko nad wodę, pies gania, dzieci ganiają, żona smętnie w zimnie człapie jęcząc, że ją wywiozłem na jakieś zapomniane przez boga i meliorantów zadupie. Od psa się tym jęczeniem zaraziła?
Ale, stej fokus, jak mawiają wyspiarze, już widzę Wisłę przed sobą.
Złazimy grzecznie schodkami na samą wielką plażę. Dzieciaki wbiegły z wrzaskiem nad wodę, pies radośnie wskoczył i pływa (ma coś nie tak z deklem jak widzi wodę). Ok, z tej strony plaży już nie połowię. Powoli rozkładam sprzęt z przerwą na szukanie transformersa w plecaku, znalezienie dziecięcego aparatu bo będą robić zdjęcia teraz, znalezienie kanapek, wszak już 20 minut jesteśmy po za domem, znowu zrobienie siku przez 3,5 letniego malca, wytłumaczenie po co jest wędka, poprawienie czapki i szalika, wymienienie mokrych od wody rękawiczek i wymianę ich po raz drugi 5 minut później. Dzięki bogu małe diablę i te drugie zamoczyło, wiec niech marznie.
Ok, wędka rozłożona, kołowrotek domotany, linka przeciągnięta... gromkie Fuck, nie założyłem łącznika przed wyjściem. No to szybkie szperando plecakowe, jest łącznik, jest klej, jedziemy. Teraz tylko przypon, wygrzebać muchy tubowe, wygrzebać kotwice, wygrzebać długopis, wypełnić rejestr i... mogę łowić! Wreszcie!
Żona udając, że zajmuje się dziećmi koniecznie usiłuje zepsuć nowego nikona, na nic moje sugestie, ze dzieciaki nie powinny biegać przy samej wodzie, psa można by w cholerę gdzieś wziąć choć na chwilę. Dobra, łowimy. Pierwszy rzut, jest ok. Drugi, trzeci. Przychodzi jakaś para zapytać się co robię. Z trudem opanowując nerwy, tłumaczę ze łowię ryby. Poszli. Czwarty rzut. Starszy syn znalazł muszlę małża i musi mi o tym opowiedzieć. Ok przerwa na opowieść o małżu, krótki National Geographic o Bivalvia, dziecię zaspokoiło przyrodnicze ciągotki, poszło wreszcie w cholerę.
Piąty rzut podczas którego dzieje się kilka rzeczy na raz. Odrzucana linka zahacza się z tyłu o coś, co z jękiem przerażenia zaczyna uciekać i z głośnym wrzaskiem najmłodsza pociecha usiłuje wyeliminować swoje DNA z dalszej ewolucji naszego gatunku wpadając na główkę do Wisły.
Nosz ku...
Pędzę na złamanie karku z psem na wędce (odjazd w tą samą stronę) do nóg wystających z wody, wskakuję do wody koło zarwanej piaszczystej burty i wyciągam szkodnika. Żona, co zajmować się miała pociechami drze sie co robisz, a ja w berserk mode już widzę klucz do kół w bagażniku. Kij oddaję starszemu, ma przywołać psa, młodszego usiłuję uspokoić, bo słychać go pewnie na Rynku. Ok, tylko mokry, cały w piasku, czapka na oczach, wrzask ze strachu. Daję żonie do odstawienia do auta, doganiam cholernego kundla. Ten, durny histeryk, ma na szczęście jedynie przypon w obrożę zaplątany a mucha tubowa wbita w sierść na siodle na grzbiecie. Dobra, nie ma łatwo.
Smycz psa gdzieś zgubiona, rodzina świńskim truchtem galopuje po schodkach do auta, ja z psem za nimi, w biegu zwijając wędkę i zbierając graty z plaży, mocno myśląc czemu nie wybrałem spokojniejszego hobby, walk w klatkach czy wyścigów motocyklowych na ten przykład.
Tyle by było wekendowej akcji, ktoś miał rację pisząc ja+muchówka=wszystko możliwe
Morału nie będzie, pełny self service
- coma lubi to
#126 OFFLINE
Napisano 14 listopad 2011 - 23:49
Podobne i moje wyprawy to sie nazywa -WSPOLNY ODPOCZYNEK NA LONIE NATURY .
dOBRE ,dOBRE
pozdrawiam Termos
#127 OFFLINE
Napisano 14 listopad 2011 - 23:58
#128 OFFLINE
Napisano 15 listopad 2011 - 00:09
#129 OFFLINE
Napisano 15 listopad 2011 - 01:13
Pisz, pisz!Kuba nie pisz więcej po wiśniówce
#130 OFFLINE
Napisano 15 listopad 2011 - 12:57
Tyle by było wekendowej akcji, ktoś miał rację pisząc ja+muchówka=wszystko możliwe Wink
Morału nie będzie, pełny self service Very Happy
Czuje sie jak bym cos wykrakal
Chyaba zacznem pijac wisniówke przed wejsciem na forum
#131 OFFLINE
Napisano 15 listopad 2011 - 13:00
#132 OFFLINE
Napisano 15 listopad 2011 - 13:13
Polecam, znacznie ułatwia funkcjonowanie
Chyaba zacznem pijac wisniówke przed wejsciem na forum
#133 OFFLINE
Napisano 16 listopad 2011 - 18:37
Woda niziutka
#134 OFFLINE
Napisano 17 listopad 2011 - 19:09
#135 OFFLINE
Napisano 27 listopad 2011 - 08:50
Dla odświerzenia wątku wrzucę wczorajszego wieczornego wiślanego klenia. Moje PB - 59cm. Jak bym mierzył miarką po wierzchu a nie wędką to może i 60 by miał Szkoda, że nie miał kto fajnej fotki zrobić, bo śliczny był. Wypasiony, z ogromnymi weloniastymi płetwami.
Wrzućcie coś czasem z naszej okolicy.
#136 Guest__*
Napisano 27 listopad 2011 - 08:59
#137 OFFLINE
Napisano 27 listopad 2011 - 09:37
#138 OFFLINE
Napisano 27 listopad 2011 - 21:34
#139 OFFLINE
Napisano 28 listopad 2011 - 09:45
#140 OFFLINE
Napisano 30 listopad 2011 - 15:24
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych