Nie zamierzałem już zabierać tu głosu, ale Tobie Daniel oczywiście odpowiem.
Gdyby "lepiej czaili o co chodzi w trollu" ... czyli nie wystarczy wyrzucić woblera za burtę?
A czy gdzieś napisałem że wystarczy? Napisałem że uprawianie choćby najprostszego trollingu, warunkowanego posiadaniem odpowiedniej mocy silnika, pływadła i echosondy, daje ogromną przewagę nad spinningistą brzegowym. Widzę to tak, bo na Wiśle łowię z brzegu (podobnie jak czasem Ty) i orientuję się (Ty również) ile czasu i wysiłku zajęło by mi obłowienie np. 300 metrowej opaski spinningiem pod kątem suma, a ile zajmie to np. Tobie korzystając z trollingu.
Pływałeś kilka razy w trollu, pływali nasi wspólni znajomi. Ja wiem jakie były wyniki, Ty tym bardziej powinieneś pamiętać. Nie chcę tutaj przytaczać dokładnych faktów, ale chyba przyznasz, że skuteczność była prawie zerowa. Tak więc gdzie ta magia trolligu? Czemu nie zadziałała?
Ależ ja świetnie pamiętam! Tylko że mimo wszystko trochę inaczej niż Ty Ty bowiem pamiętasz skuteczność "prawie zerową", ja natomiast pamiętam że mając pierwszy raz w życiu do czynienia z trollem, złowiłem 2 małe sandaczyki i 2 małe sumki. Słabo? Dla kogoś kto regularnie pływa w trollu na pewno, dla mnie jako wędkarza brzegowego to i tak skok w nadprzestrzeń. Pytasz czego nie zadziałała magia trollingu w przypadku naszych wspólnych znajomych. A jak miała zadziałać? Nie da się porównać kogoś pływającego w trollu pierwszy raz w życiu, lub nawet nie pierwszy, ale 2-3 razy do roku, do kogoś kto łowi tak regularnie, choćby nawet robił to nieudolnie. Równie dobrze ja mógł bym powiedzieć że wszystkie inne metody razem wzięte są i tak mniej skuteczne od arcymagicznego trolla, bo w tym roku pływałem w trollu 1 dzień i złowiłem swoją dotychczasową rybę życia
Jednak żeby nie przeginać w drugą stronę - przyznam jest to skuteczna metoda, ale ...Idąc Twoim tokiem rozumowania, należałoby w rzekach górskich na stałe zakazać łowienia na nimfę i suchą muchę w momencie jak jest jakaś rójka.
Dobry muszkasz jest w stanie sam wyrąbać rzekę do dna i znam takie przykłady.
Zgadzam się z Tobą. Ja np. lubię łowić na żyłkówkę i nie zamierzam się tego wstydzić, wbrew tym wszystkim głosom które twierdzą że to metoda niemuchowa, mięsiarska i generalnie za prosta. Te same głosy zazwyczaj twierdzą że kwintesencją muszkarstwa jest właśnie sucha mucha i to ją darzą największą estymą. Ja jestem bardzo początkującym muszkarzem, ale rok doświadczenia wystarczył mi by wyrobić sobie przekonanie że ta hołubiona sztuczna mucha, jest podczas rójek o niebo bardziej skuteczna od każdej nimfożyłki i w niewłaściwych rękach może być o niebo bardziej mięsiarska. Czy jest to dobry powód by zakazać łowienia na suchą podczas rójek? Moim zdaniem nie, tak samo jak skuteczność trollingu nie jest dobrym powodem by zakazać jego stosowania, tym niemniej uważam, że presję w takich okresach powinno się jakoś regulować.
Czemu więc się nie zabroni łowienia na sztuczną muchę? Aaaa bo grupa jest wystarczająco liczna i mają przebicie w PZW. Demokracja
Demokracja! Tu się zgadzamy. Ale nie tylko... Grupa muszkarzy jest w większości okręgów PZW śmiesznie mała w porównaniu z liczbą spinningistów czy zwykłych gliździarzy (bez urazy). Sztuczna mucha jest jednak metodą starą, tradycyjną i ugruntowaną w wędkarskiej podświadomości, dlatego nikomu nie przyjdzie do głowy jej zakazać. Co innego trolling. W opinii masowej zajmują się nim jednostki nieliczne, nowobogackie i lekceważące brać brzegową (stanowiącą przytłaczającą większość). Dlatego występuje pewien podszyty zawiścią konflikt interesów. No i trolla łatwo zakazać, o czym już wyżej pisałem...
Tak na zakończenie (tym razem ostateczne).
Ja naprawdę nie mam nic do trollingu. Lubię tak łowić i już o tym wspominałem. Wyrażam natomiast sprzeciw wobec tłuczeniu w łeb dużych sumów (i nie tylko), co trolling w moim mniemaniu w jakimś tam stopniu ułatwia. Czy jest dobrym powodem "karać metodę" za głupotę niektórych ludzi nią się posługujących? Oczywiście że nie! Tym niemniej, potrafię tu dostrzec cień argumentu, w porównaniu do tych którzy wydali dużo kasy na sprzęt i teraz potrafią spojrzeć na sprawę tylko przez pryzmat "własnego interesu".
Pewnie, też bym się srogo wnerwił, gdybym wyłożył z 10 kafli na sprzęt, a teraz nie mógł bym używać go w celu w którym go zakupiłem. Tym niemniej wydaje mi się że potrafił bym mimo wszystko dostrzec w tej niedoli pewien plus dla ryb, których obecność w naszych wodach jest z mojej strony patrząc najwyższym priorytetem. Nie ma to w moim przypadku zupełnie nic wspólnego z postawą przywoływanego tu "psa ogrodnika". Po prostu silę się na pewien obiektywizm, czego niektórzy w tej dyskusji nie są moim zdaniem w stanie dokonać. Innymi słowy uważam że sam zakaz jest głupi, ale mimo to przyniesie dla ryb więcej dobrego niż złego. To po prostu niewłaściwa droga do właściwego celu, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało
Howgh. Powiedziałem.