Uważam, że najlepszą metodą jest konfrontacja z argumentami. Jak najmniej teorii, ideologii, emocji i własnego subiektywnego spojrzenia na sprawę. Zrozumieć powinniśmy (jako istoty niby inteligentne), że opowieść o pięknie widoku odpływającej ryby nie musi wzruszyć "pana Staszka" tak mocno, jak wzrusza nas. Zauważcie, że najmniej kontrowersji z wszystkich nauk budzi matematyka. Tam prawie nie ma miejsca na subiektywną ocenę. Jeśli zaczerpniemy z tego wnioski, to okazuje się, że o sukcesie danej rozmowy decyduje dobór argumentów.
Nie łudźmy się, że nagle przekonamy smakosza rybiego mięsa do wegetarianizmu. C&R jest zalecany, ale realnie patrząc - nie jest wymagany, aby dany zbiornik cieszył się dobrym rybostanem. Kierując się logiką - jeśli dana osoba twierdzi, że chce sobie od czasu do czasu rybę wpałaszować, to nawet odciągnięcie jej do tego niewiele zmieni. Rybę kupi w sklepie, a wtedy jeśli nie jest to karp, to mamy dużą szansę, że ryba pochodzi z jednego z naszych regionalnych jezior. Zwykle będzie to ryba spora, czyli taka, jakich łowimy coraz mniej, a jakie łowić byśmy chcieli. Smakosz rybę zakupi, więc daje sygnał, że jest zapotrzebowanie. Odrzucając wszelkie emocje - czy nie lepiej byłoby, aby owy Staszek wpierdzielił 35-40 cm leszczyka niż sztukę 60 cm ? Ryba z wody i tak zniknie, ale w pierwszym przypadku Staszek wybiera jaka to ryba będzie. Tutaj zaczyna się wątek główny, tzn. jeśli nie jesteśmy w stanie zaszczepić absolutnego C&R, to postarajmy się chociaż uświadomić innych w jaki sposób mogą egzystować czyniąc jak najmniejsze szkody środowisku. Statystyka jest po naszej stronie - jeśli spławikowiec na każdym wypadzie trafia płotki w rozmiarze 20-25 cm, a takie 30-40 cm widzi raz na parę wypadów, to już jest konkretny argument - "nie zabieraj tych, które najbardziej chcesz złapać; jak masz chęć płotkę zjeść, to spośród tych złowionych wybierz takie, których albo nie zamierzasz złapać wkrótce albo wiesz, że nie złapiesz - trafione przez drapieżnika, niemal padłe itd.".
Naturalny drapieżnik poluje na to, czego jest dużo. To taki samoistny mechanizm obronny natury, który pozwolił gatunkom przetrwać wiele tysiącleci. Rybak z sieciami nie jest drapieżnikiem naturalnym i stanowi duże zagrożenie. Człowiek jako drapieżnik naturalny (mięsożerny) sam w sobie nie jest zagrożeniem o ile do wspomnianych praw natury się dostosuje. Jak na razie zabawa w serwisantów przyrody słabo naszemu gatunkowi wychodzi. Ortodoksyjny nakaz wypuszczania 20-25 cm płotki, która w danym zbiorniku praktycznie już karłowacieje, a którą chętnie zjedlibyśmy na kolację jest według mnie tak samo nienaturalnym zachowaniem jak wszamanie jedynego złowionego w danym sezonie węgorza. Próbując rozmawiać z ludźmi sugeruję natchnąć ich do analizy swojej roli jako jednostki zwierzęcej w środowisku.
Dla jasności - 99,9% ryb wypuszczam, bo zwyczajnie nie jem gatunków słodkowodnych. Z racji na stan naszych wód w większości popieram praktycznie absolutny C&R, chociaż znam też nieliczne zbiorniki, w których wręcz wskazana jest pewna redukcja określonych gatunków (olbrzymia ilość uklei i krąpia przy braku sandacza, suma i minimalnej ilości szczupłego, co owocuje bardzo wątłymi sztukami płoci czy leszcza).
Użytkownik darks86 edytował ten post 11 luty 2015 - 01:09