Witam,
W tym roku wybieram się w czerwcu na tydzień nad Śniardwy w moje dawne, dobrze znane okoniowe strony. Jak tam teraz jest z rybami ?(szczególnie jeśli chodzi o południowy brzeg jeziora). Jeśli ktoś tam był w 2008 r. i wędkował to czekam na wpisy.
Ja nad Śniardwy jeździłem jeszcze jako dzieciak od 1982 r.
Wedkować na spinning zacząłem w 1992 r.
Za komuny i jeszcze we wczesnych latach 90-tych było to ogromnie rybne jezioro. Patrząc na pseudo kunszt tamtych wedkarzy i ich prymitywne metody to i tak łowili mnóstwo ryb. Widziałem szczupaki 10, 12 kg i całą masę medalowych okoni największy 1,70 kg. Złowiono ponoć takiego 2,5 kg. Sam miałem 3 po 1 kg. Takie kilówki nikogo nie dziwiły. Czasami trafiały się takie po 2 i 3 w trakcie połowu. Ostatni raz wedkowałem tam w 1998 r. (Jezu to już 10 lat !!!)
Nie wiem na ile użyteczne mogą okazać się w tej chwili moje spostrzeżenia, ale jak ktoś się wybiera to poniżej kilka uwag ze starych czasów.
Początek łowienia to kiedyś był maj i czerwiec. Najpiękniejsze miesiące na Mazurach

Wszyscy łowili wówczas na żywca o rządziły WĘGORZE. Przy okazji nieźle łapały się szczupaki (nawet te olbrzymy) i wychudzone, niemrawe po zimie okonie. Ja się nigdy żywcem nie bawiłem. W czerwcu najlepiej było znaleźć miejscówę na mini góreczce gdzieś na 3 metrowych płyciznach. Owa mini górka to kawalątek wypłycenia o głębokości ok. 2 metrów (ot kilka metrów kwadratowych z kilkoma krzakami wczesnej moczarki i rogatka). Na początku czerwca na Śniardwach nie ma jeszcze słynnych wielohektarowych łąk moczarki i rogatka a w pierwszym rzędzie rośliny te porastają takie wybrzuszenia (bo więcej światła i cieplej). Po znalezieniu takiego kawałeczka wody przez 2 tygodnie codziennie mozna było wyciągnąć stamtąd kilkanaście ładnych okoni i szczupaka (zazwyczaj do 2 kg) gdyż drapieżniki szukały kryjówek i ciągnęły do jedynych zarosli w promieniu np pół kilometra. Potem (koniec czerwca i później) każdy skrawek wody o głębokości do 3,5-4 metra porośnięty jest zielskiem a ryba się rozłaziła i trzeba jej było mozolnie szukać.
W tamtych czasach rządziły meppsy. Właściwie przez te wszystkie lata rzucałem Black fury nr 3, małymi aglia'mi fluo nr 1 i 2 (to na 2,5 metrach w gąszczu zarośli skąd wyciągałem przepięknie ubarwione okonie). Na stoku 4-6 metrów gdy brał duży okoń nieźle spisywała się biała aglia fluo nr 4 (!) Twistery królowały chyba tylko rok lub dwa (89-90 rok). Potem okonie nabrały do nich takiego wstrętu że można było im pod nos podciągac i nie chciały.
Lipiec to dla spinningu był okres posuchy. Bryndza totalna.
W sierpniu okonie zbierały się w stada i zaczynały masowe łowy na drobnicę. Przez kilka lat obserwacji byłem w stanie wskazać ( z dokładnością do 12 godzin) kiedy i gdzie pojawią się okonie. I one się tam pojawiały - jak w zegarku. Zaczynało się słynne bicie mewy a chamstwo i bezczelność niektórych wędkarzy, którzy na silniku wpływali człowiekowi na żyłkę po to tylko aby wyrwać kilka ryb i po chwili odpalić silnik i popłynąć podbierac ryby komuś innemu przekraczała wszelkie granicę... Ile ryb nie złowiłem przez takie mendy to szkoda gadać.
Z roku na rok bicie mewy zdarzało się coraz rzadziej a coraz dłuższe były rybackie sieci... Populacja niebieskiego głębinowego okonia praktycznie wymarła. W latach osiemdziesiętych zielone okonie z zielska to była rzadkość. Wszyscy na dołach łowili niebieskie. Lata 90 to już połowy zielonych okoni. Te niebieskie łowiono rzadko i nie przekraczały zazwyczaj 25-30 cm. Niektórzy twierdzili że to efekt opróżniania zimowisk okonia przez rybaków. Inni zaś twierdzili że to biologiczne wypłycanie sie jeziora (w dołkach miał zalegac siarkowodór). Faktycznie było kiedys takie lato, że setki wegorzy i szczupaków wypłynęło do góry brzuchem. Pewnie i jedni i drudzy mieli rację.
Po 1992 roku w Sniardwach pojawił się sandacz (wcześniej zupełnie nie spotykany). Jedni mówili ze to zarybienie a drudzy że uciekł z jakiegos małego jeziora w którym zrobiła się przyducha od upałów i miesięcznej flauty (to chyba był 92 rok ale nie pamiętam dokładnie). Pierwszego ok. 1993 r. zobaczyłem w siatce u jednego z wędkarzy (miał z 25 cm i wg relacji miał głęboko połknąć rosówkę). W 1998 r. sandacze miały już po ok. 55-60 cm ale co ciekawe wogóle nie było mniejszych. wszystkie były z jednego rocznika.
Uff to tyle. Co pamiętałem, napisałem. Może trochę chaotycznie ale wiele rzeczy umknęło pamięci. aha jeszcze jedno. Śniardwy to małe morze o ogromnie zróżnicowanym dnie (górki, dołki, stoki, wybrzuszenia, kamienie) a moje doświadczenia to 7 x po 2 miesiące spiningowania na kawałku o długości 4 km i szerokości 2 (miałem tylko wiosłową łódkę więc daleko się nie zapuszczałem). I też pewnie nie wiem o tym kawałku wszystkiego...
Pozdrawiam serdecznie