Po raz drugi – i ostatni – zabiorę głos w tej dyskusji. Na własny użytek muszę się wyszczekać, zatem proszę potraktować wszystko, co zostanie napisane po kropce jak majaczenia szaleńca.
I HAD A DREAM…
Mam pracownię, w małym lokaliku na obrzeżach centrum dużego miasta w Środkowej Polsce. Trzy pokoje (salon, lakiernia, pokój techniczny wyposażony w tokarkę, szlifierkę z małym magazynkiem), sanitariat, kuchenka. Salon jest urządzony skromnie i gustownie: kanapy i fotele z kremowej skóry, podłoga z ciemnego olejowanego drewna, witrynki z kołowrotkami i wędziskami, przynętami, customowymi komponentami (ekspozycja, nic na sprzedaż), na ścianach zdjęcia z naszych wypraw wędkarskich, duży monitor LCD, na którym non stop wyświetlane są filmy bez irytującego polskiego komentarza. Z dyskretnie rozmieszczonego nagłośnienia leci uspakajająca muzyka. W lakierni i pokoju technicznym znajdują się profesjonalne urządzenia – ale nie rodem z kosmosu; umożliwiają obróbkę customowych elementów w sposób powtarzalny i z minimalną tolerancją. Magazyn jest skromnie zaopatrzony w kilka tuzinów najpopularniejszych blanków, po kilka- kilkanaście sztuk z każdego modelu.
Przychodzę o 7 rano do pracy, niejaki Harry jest już na miejscu. Parzymy kawę, siadamy sobie przy stole montażowym, podsumowujemy zadania na dziś, weryfikujemy umówione na dziś spotkania, monitorujemy stan zaawansowania poszczególnych projektów, sprawdzamy wolne terminy – musimy na bieżąco widzieć, na kiedy przyjmować kolejne zamówienia. Sprawdzamy stany magazynowe, dopisujemy kolejne pozycje do listy zamówień. Cały asortyment musi być dostępny na bieżąco. Odpisujemy na korespondencje. Zamawiamy odbiór przesyłek. Jest 9.00. Siadamy do kolejnego projektu, dyskutujemy nad aspektami poszczególnych rozwiązań, wybieramy optymalne, uzgadniamy szczegóły wykonania. Zaczynamy właściwą obróbkę elementów.
O 12.30 przychodzi umówiony KLIENT. Zapraszam go, aby usiadł sobie wygodnie na kanapie, podaję kawę z ekspresu. Zaczynamy rozmawiać na temat jego potrzeb, wspólne dochodzimy do tego, jak je zaspokoić. Wychodzi nam wstępny, teoretyczny projekt wędziska, który stopniowo przenoszę na papier. KLIENT określa ogólne ramy, pozostawiając mi wolną rękę w zakresie szczegółów. Wiele lat współpracy daje podstawę do zaufania pracowni. Pobieżnie zwymiarowany szkic skanuję telefonem, wysyłam na skrzynkę pracowni i KLIENTA, wpinam do teczki. Później na tej podstawie sporządzam kosztorys, który wysyłam w ślad za szkicem. Wykonanie gotowego wędziska to około 1.000PLN (robocizna), niezależnie od tego, czy jest robione na komponentach powierzonych, czy na kupionych w pracowni. Choć większość projektów realizujemy na własnych częściach: są relatywnie tanie i dostępne na miejscu. Nie spieszę się, bo to ważny etap, a w końcu godzina mojej pracy kosztuje 50PLN netto – czy to koncepcyjnej, czy technicznej. NO BO ILE DO K…WY NĘDZY MA KOSZTOWAĆ SKORO JESTEM PROFESJONALISTĄ I ZAINWESTOWAŁEM LATA PRAKTYKI I ZNACZNĄ SUMĘ PIENIĘDZY ŻEBY ZDOBYĆ DOŚWIADCZENIE I OSIĄGNĄĆ W MOICH PRODUKTACH UNIKALNY POZIOM WYKONANIA I NIEZAWODNOŚCI, ZA KTÓRY RĘCZĘ MOJĄ REPUTACJĄ??? Np. ułożenie podłogi, czy płytek to koszt rzędu 40-50PLN netto z metra nie licząc chemii i nie mówię tu o szczylach na przyuczeniu, tylko pracy solidnego rzemieślnika. Montaż dwóch umywalek kosztuje tyle co wykonanie jednego wędziska o małym stopniu skomplikowania (nie licząc komponentów). Przyjazd serwisanta do pieca CO – połowę tego. Dłuższy kurs taksówką w W-wie – jedną czwartą. Usługi nie są tanie. Na ile wycenić szeroką wiedzę o rynku produktów, o ich parametrach i rzeczywistych zastosowaniach, o niuansach technicznych, know-how i umiejętności z zakresu wykonania wędziska z tolerancją do dziesiątych części milimetra, objęcie 5-letnią gwarancją jakości? Odpowiedzcie sobie sami. Może jak wędkarze zaczną płacić za jakość i indywidualne podejście, to stanie się cud?
Pozdrawiam i życzę samych niezawodnych i wyjątkowych wędzisk,
k
Użytkownik krzysiek edytował ten post 02 wrzesień 2013 - 08:25