Widzisz Friko, to jest tak, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ty, mając pewnie z 50 (?) badyli za szafą, zwracasz uwagę na walory użytkowe, a zamawiając kolejny kij wypełniasz sobie jakąś (niewielką zapewne) lukę w asortymencie lub działasz zgodnie z zasadą, że lepsze jest wrogiem dobrego. Osoba zamawiająca pierwszy kij z pracowni realizuje w ten sposób marzenie, wchodzi na nowy poziom wędkarskiego bytu, etc. To duża różnica.
Ja co prawda dziesiątków wędzisk nie mam, ale z tymi, które mam, obchodzę się bardzo okrutnie. Wygląda to mniej więcej tak, że na etapie budowy szlag mnie trafia o każdą falkę lakieru, każdy najmniejszy paproszek na nim, każdą niecentryczność, czy nieliniowość, ryskę, ślad kleju, etc. Ale nie chodzi tu o to, że chcę mieć boskie wędzisko, tylko realizację wytyczonego celu, jaki jest zrobienie, osiągnięcie ideału, a nie jego posiadanie. Potem jest już znacznie lepiej: kije dostają jak trzeba w dupę, trzeszczą, rysują się, obijają. Jeżeli je przezbrajam blanki (z nudów, choć zdarza mi się to ostatnio coraz rzadziej), to nie dlatego, że zrobiły się brzydkie, tylko dlatego, że mam nowy pomysł na nie.
Podzielam w 100% Twój pogląd, ale jestem też w stanie zrozumieć wymagających klientów pracowni. Dla porządku dodam że:
a) IMO według obowiązujących przepisów ustawy o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej trudno będzie uznać sławetne klikanie za podstawę reklamacji; działania pracowni na tym polu to raczej postępowanie zgodnie z zasadą "nasz klient - nasz pan",
b ) "mądra" pracownia poradzi sobie z klikaniem w 5 minut; aż dziw, że nie powstały (a może powstały?) żadne antyklikające specyfiki.
Użytkownik krzysiek edytował ten post 26 marzec 2014 - 08:18